„Sherlock: The Six Thatchers” – recenzja pierwszego odcinka 4. sezonu [SPOILER ALERT] #bylemwidzialemoceniam

„Miss me?”

Nowy rok przyniósł nam kolejny sezon Sherlocka, na który wiele osób czekało z utęsknieniem. Ze mną nie było inaczej, zawsze podobała mi się konstrukcja postaci, same zagadki czy nawet coś tak „prostego”, jak montaż odcinków. Jestem świeżo po pierwszym odcinku, więc obawiajcie się szczerej opinii. 🙂
first-official-look-at-sherlock-season-4
W zasadzie ciężko mi stwierdzić, czy Sherlock to jeszcze serial, czy duża seria filmów. Każdy można poniekąd traktować jako zamkniętą całość, jednak mocno wiążącą się z pozostałymi odcinkami (zwłaszcza tymi z obecnego sezonu). Muszę przyznać, że od samego początku uwielbiałem smaczki wplecione w każdy odcinek przez scenarzystę (Marka Gatissa) występujące już od samego początku, chociażby w samych tytułach odcinków. Zawsze wyglądają one na zabawę formą, konwencją. Nie inaczej było też tym razem. Na warsztat w pierwszym epizodzie czwartego sezonu wzięto opowiadanie Sześć popiersi Napoleona, postać cesarza zastąpiła jednak bardziej współczesna postać – Margaret Thatcher. Do wątku Napoleona jeszcze powrócę, jednak teraz chciałbym przytoczyć historię wielokrotnie wspominaną w tym odcinku.

Samarra

Był sobie kupiec na słynnym bazarze w Bagdadzie. Zobaczył raz nieznajomego, który spoglądał na niego z zaskoczeniem, i wiedział, że to była Śmierć. Pobladłszy, z drżeniem opuścił bazar i powędrował wiele mil, aż do Samarry. Był pewien, że tam Śmierć go nie znajdzie. Jednak gdy wreszcie dotarł do miasta, ujrzał ponurą postać Śmierci, jakby go oczekującą. „Poddaję się”, rzekł kupiec. „Jestem twój. Lecz zdradź mi, dlaczego byłaś zdziwiona, widząc mnie rano w Bagdadzie?”. Śmierć odrzekła: „otóż dlatego, że mieliśmy spotkać się dziś…w Samarze”.

Historia w odcinku urosła do miana niemal legendy. Sherlock otwarcie przyznaje, że nigdy nie lubił tej opowieści, jednak niemal wszyscy w odcinku mu ją przypominają, co tworzy dobrze zamkniętą całość. Sama w sobie jest dość ciekawa, jednak niejednokrotnie spotkamy się z analogią do niej, przez co jeszcze bardziej mi się spodobała. To jedna z takich małych rzeczy, która cieszy. Opowiadana na wstępie przez Cumberbatcha brzmi nieziemsko, chce się jej słuchać wiele razy w tej wersji (przynajmniej mi się chcę). Chciałem jednak sprawdzić czy jest to opowieść jedynie stworzona na potrzeby serialu czy też powstała ona wcześniej. Jak się okazało jest to skrócona historia z książki Appointment In Samarra autorstwa Johna O’Hary z 1934 roku. Co za tym idzie: nie mogła nigdzie wystąpić w „autentycznej” historii Arthura Conan Doyle’a. Niemniej, uważam ją za jeden z kilku miłych smaczków tego odcinka.

 sherlock-bus-stop

Thatcher/Napoleon

Nie wiem, czy można porównać Margaret Thatcher do postaci Napoleona. Nie jestem najlepszy z historii najnowszej, więc nie mam pewności, czy zrobiła ona tak dużo, jak Napoleon. Jednak scenarzyści w taki sposób ją potraktowali, nawet wkładając w usta jednego z bohaterów słowa „Thatcher teraz stoi jak Napoleon”.

W odcinku podoba mi się to, że wykorzystano klasyczne opowiadanie Doyle’a: w końcu w oryginalnych Sześciu popiersiach Napoleona włamywacz rozbijał popiersia cesarza w poszukiwaniu wspomnianej czarnej perły Borgiów. Bardzo ciekawie rozwiązano to w serialu, bo Sherlock z BBC, podobnie jak jego pierwowzór, przez większość czasu podejrzewa, że to właśnie perła znajduje się wewnątrz jednego z popiersi. Dostaliśmy jednak kolejny raz niekonwencjonalne rozwiązanie zagadki, tym lepsze, że bardziej nieprzewidywalne (nawet, a może szczególnie, dla osób znających klasyczne opowiadania Doyle’a).

sherlock-black-pearl-borgias

Ostatnią rzeczą, jaką poruszę w tej części recenzji, jest moja osobista „dyskusja” z niektórymi ludźmi z forów internetowych czy nawet innymi recenzjami (chociażby stworzoną przez Gazetę Wyborczą). Część fanów serialu podaje w wątpliwość to, że Sherlock nie wiedział, kim była Margaret Thatcher, dopóki mu tego nie wytłumaczono. Dla mnie jest to jak najbardziej możliwe, patrząc na postać graną przez Cumberbatcha  przez pryzmat Sherlocka z opowiadań. Doyle kilkukrotnie w swojej twórczości zaznaczał fakt, że Sherlock nie jest alfą i omegą, a także to, że często wymazuje z pamięci fakty nieprzydatne. Osobom, które dalej nie uznają tego za prawdę, przedstawiam taki oto fragment rozmowy z pierwszego sezonu:

Sherlock: Mam w nosie, kto jest premierem, kto z kim sypia.

John: I że Ziemia kręci się wokół Słońca.

Sherlock: To jest nieważne.

John: To wiedza z podstawówki. Jak można tego nie wiedzieć?

Sherlock: Jakbym wiedział, to bym wykasował to z głowy(…). To mój twardy dysk. Warto umieszczać na nim tylko przydatne dane. Zwykli śmiertelnicy wpychają sobie do głowy śmieci i mają problem z tym, co ważne.

John: Tu chodzi o Układ Słoneczny.

Sherlock: I co z tego, że kręcimy się wokół Słońca? Gdyby to był Księżyc albo ogród, nie byłoby żadnej różnicy. Dla mnie liczy się praca. Bez niej mój mózg gnije.

 

Państwo Watson

Zrobienie w serialu z Mary tajnej agentki wydawało mi się niezbyt udanym pomysłem (żeby nie powiedzieć wprost, absurdalnym). Niemniej wątek AGRY, podany już w poprzednim sezonie wypadł moim zdaniem w bardzo udanie.

agra

Historia zatoczyła koło, pewne elementy sherlockowej układanki (chociażby zagadkowy pendrive) wpadły w odpowiednie miejsca. Mam jednak wrażenie, że śmierć Mary nie wywołała u mnie oczekiwanych przez twórców emocji. Inaczej stało z nowym konfliktem na linii Sherlock-John, ale chyba wszyscy wiedzą, że długo ten stan rzeczy się nie utrzyma. Możemy jedynie podejrzewać, czemu dość niespodziewanie w serialu nastąpiła śmierć Mary: w książkach żona Watsona szybko zniknęła bez wyjaśnienia, twórcy serialu też musieli w jakiś sposób się jej pozbyć, a przy okazji postanowili zamknąć otwarte wątki

Bardzo na plus wyszedł jednak wysłany przez Mary film do Sherlocka, w którym prosi detektywa o ocalenie jej męża. Możemy się jedynie zastanawiać, dlaczego wiadomość od Mary zakończyła się tak, a nie inaczej:

mary-watson-sherlock-hell

Czy ma to coś wspólnego z obietnicą, której Sherlock nie dotrzymał? Czy też Mary w jakiś sposób dowiedziała się o „romansie” męża i ma pretensje do detektywa, że on tego nie dostrzegł? A może to zwykły smaczek dla osób, które wytrzymały do końca napisów? Miejmy nadzieję jednak, że dowiemy się w kolejnych odcinkach.

 

Podsumowanie

Przyznaję, nie był to najlepszy odcinek Sherlocka. Wątki humorystyczne dały radę, szczególnie fragment związany z chrztem i opieką Sherlocka nad małą Rosie. Kolejny raz urzekł mnie montaż odcinków, nie wiem czemu, ale nad wyraz podobają mi się te fragmenty tweetów, smsów czy wideopołączeń ukazane na ścianach czy szybach. Odcinek po raz kolejny dość dobrze zaprezentował możliwości aktorskie bohaterów, a sama fabuła nie była ani przerysowana, ani płytka (do tej pory ubolewam nad zeszłorocznym odcinkiem świątecznym czy odcinkiem o „psie” Baskerville’ów). Niestety miałem wrażenie, że w tym odcinku czegoś zabrakło. Może to przez dość długie oczekiwanie na kolejny sezon, a co za tym idzie, duże oczekiwania względem niego. Mam jednak nadzieję, że następne 2 odcinki nie zawiodą nas aż tak, byśmy musieli powiedzieć Sherlockowi „Żegnaj”. Albo co gorsza: „Norbury”.

sherlock-norbury

Poniżej zwiastun kolejnego odcinka i pytanie za 100 pkt, czy nowy villian z Sherlocka nie jest przypadkiem na plakacie widocznym na przystanku na pierwszym gifie?

Jak zwykle jestem otwarty na dyskusję na temat serialu;)

Może ktoś w końcu coś skomentuje xd

2 myśli w temacie “„Sherlock: The Six Thatchers” – recenzja pierwszego odcinka 4. sezonu [SPOILER ALERT] #bylemwidzialemoceniam

  1. Pierwszy!
    Czy ty wiesz jak trudno w czasie scrolowania oderwać się od zdjęć kotków na tablicy i kliknąć na wpis z Twojego bloga?
    Nasze pokolenie jest leniwe, a ty wymagasz wyjścia z FB na zewnętrzną stronę. Masz odwagę 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz